18 września 2020 roku ukaże się „ZENITH”, pierwszy solowy album Macieja Mellera, gitarzysty Riverside, znanego także z zespołu Quidam i projektu Meller Gołyźniak Duda.
Jak mówi Maciej, pomysł na solową płytę dojrzewał w nim już od jakiegoś czasu. Najpierw trochę z niewiedzy co zrobić ze wszystkimi pomysłami, które zebrały się przez ostatnie kilka lat. Potem pojawiła się myśl co robić z czasem pomiędzy aktywnościami Riverside. Na końcu chyba rzecz najważniejsza – potrzeba bardziej osobistej wypowiedzi muzycznej i dojrzałość do zrobienia takiego kroku.
Kluczowym współpracownikiem przy powstawaniu albumu „ZENITH” okazał się wokalista Krzysztof Borek. To właśnie z nim Meller zaczął pracę nad ośmioma kompozycjami, które wypełniły album. I jak podkreśla Maciej, to było dla niego najważniejsze. Kiedy mieliśmy już wszystkie teksty i linie wokalne, w warunkach domowych domknąłem wszystkie formy i przygotowałem piloty w wersjach demo. Dopiero wtedy zaczęliśmy właściwe nagrania: wokal „na czysto”, bębny z Łukaszem Sobolakiem, klawisze z Łukaszem Damrychem i basy z Robertem Szydło, który również miksował i zrobił mastering. I choć oczywiście wszyscy muzycy dodali swoje fantastyczne partie, dzięki którym te szkice stały się utworami, to właśnie Robert razem z Krzyśkiem odegrali najważniejsze role i najbardziej mi pomogli w kwestiach muzycznych.
Maciej Meller postrzegany jest jako jeden z najlepszych gitarzystów swojego pokolenia, który uznanie zdobył z zespołem Quidam, którego był współzałożycielem i jedną z najważniejszych postaci. Z grupą nagrał sześć albumów studyjnych, zapewniających jej status jednego z najważniejszych polskich zespołów grających rock progresywny. W 2016 roku ukazał się album „Breaking Habits”, projektu Meller Gołyźniak Duda, który tworzył z perkusistą Maciejem Gołyźniakiem (Lion Shepherd, Sorry Boys, Emigranci…) i liderem Riverside Mariuszem Dudą. Brał także udział w nagraniu „Wasteland”, ostatniej płyty Riverside, zespołu którego pełnoprawnym członkiem stał się w tym roku. Na ile praca nad nowym albumem różniła się od pracy z wymienionymi zespołami? Wszystkie 3 „podmioty” pracowały zupełnie inaczej, a płyta „ZENITH” to jeszcze inny styl pracy. Przede wszystkim ten materiał nie był wcześniej zagrany. Partie bębnów, basów i klawiszy właściwie usłyszałem pierwszy raz w studio, lub w podsyłanych od kolegów plikach. Muzycy mieli wolną rękę, dostali tylko szkic, melodię, harmonię, formę i tempo. Ale podstawowa różnica to rodzaj odpowiedzialności za całość – tu nie ma się z kim tym podzielić.
Już w sierpniu poznaliśmy pierwszy przedsmak albumu, którym był utwór „Frozen”, szybko zdobywający uznanie nie tylko wśród fanów macierzystej formacji Mellera. Wydaje mi się, że choć jest brzmieniowo i klimatycznie spójny z resztą płyty, to jednak wyróżnia go pewna „motywiczność” i „refrenowość” - mówi na temat utworu „Frozen” Maciej. Pod tym względem to bodaj jedyny taki utwór na „ZENITH”. Jak dodaje Krzysztof Borek: W tekście przedstawiłem człowieka (siebie?), który z różnych powodów waha się z podjęciem decyzji, w którą stronę skierować swoje kroki i z kim w dalszą drogę iść. Jest zamarznięty w dziwacznej pozie.
Na płycie „ZENITH” nie brakuje oczywiście utworów o bardziej rozbudowanej strukturze, które szczególnie powinny przypaść do gustu wszystkim zwolennikom rocka progresywnego, z którym do tej pory przede wszystkim był kojarzony Maciej Meller. Czy ciągle ten gatunek muzyczny jest mu najbliższy? Pewnie tak, choć zdecydowanie nie śledzę specjalnie nowinek związanych z prog-rockiem - przyznaje artysta. Raczej interesuje się muzyką ogólnie i myślę co zrobić ze swoimi pomysłami, żeby mi się podobały, a nie, żeby były „prog-rockowe”. W początkach pracy nad „ZENITH” chciałem sobie narzucić pewien klimat, a co za tym idzie pewne ograniczenia. Szybko zauważyłem, że to nie działa i się „wyzerowałem”. Przestałem się ograniczać, jeśli miałem ochotę i pomysł rozwinąć jakąś część robiłem to w sposób, w jaki chciałem, nie patrząc na zegar. A że większość osób zna mnie jako gitarzystę to i w tym aspekcie sobie poużywałem. Jak miałem ochotę zagrać solo po prostu to robiłem. Dlatego klawisze dodaliśmy dopiero na końcu.
Z drugiej jednak strony, w takich utworach jak „Knife”, „Fox” czy „Halfway” słychać także dbałość o nowoczesną produkcję, z domieszką elektroniki. Maciej jednak przyznaje, że nie zastanawiał się nad tym zbyt dogłębnie. Prawdę mówiąc w ogóle nie rozpatrywałem takich kategorii jak „współcześnie czy vintage”. Mając całość kompozycji, znając już w 70-80% ich klimat wiedziałem, że będzie mi zależeć na ciepłym, soczystym brzmieniu – bo takie w muzyce rockowej chyba lubię najbardziej. A jak takie brzmienie, to wiadomo, że musiał pojawić się Robert Szydło. Te pozostałe 20-30% zostawiliśmy sobie na kombinowanie i być może właśnie uwspółcześnienie produkcji. Miałem w głowie jakieś loopy (np. właśnie w „Fox” czy „Aside”), ale elektroniki w tym materiale jest chyba bardzo mało, bo wszystkie te rzeczy zostały nagrane tradycyjnie, na żywych instrumentach. Dopiero w procesie miksowania materiału Robert niektóre z tych partii fajnie zniekształcił, obrobił, poukładał. Rzeczywiście zyskały dzięki tym zabiegom na atrakcyjności. I być może właśnie zabrzmiały współcześniej.
Chociaż album niemal w całości wypełniają autorskie kompozycje Mellera, jeden utwór - „Trip” powstał we współpracy z liderem Riverside, Mariuszem Dudą. Jak do tego doszło? To właściwie ja mam tu wkład kompozytorski w utwór Mariusza - tłumaczy gitarzysta. Kiedyś, na etapie kompletowania materiału na płytę tria, Mariusz podesłał mi bardzo skromny szkic piosenki z dopiskiem, że „może przydałoby się nam coś spokojniejszego”. Usiadłem wtedy z gitarą i zacząłem sobie to nagrywać „na czysto”, układać jakąś formę, dodawać coś od siebie. Potem Mariusz wycofał się z tego pomysłu, ale moje demo zostało w komputerze, w nieco już bardziej zaawansowanym stadium. Wróciłem do niego podczas pracy nad „ZENITH”, rozwinąłem i dodałem całą instrumentalną część. Byłem zachwycony jak to wyszło. Oczywiście spytałem Mariusza o zgodę, czy nie ma nic przeciwko, żeby jego kompozycja znalazła się na mojej solowej płycie. Z ochotą przystał i jest to jeden z ważniejszych utworów tej płyty.