Nowy album Australijczyka z kanadyjskim paszportem jest bezpośrednią i 
      fascynującą swą różnorodnością muzyczną kontynuacją zorientowanej 
      ekologicznie płyty "White Moth" z 2007 r.
    
    
      
    
    
      Rudd - jak to się mówi - może być faktycznie jedną z najbardziej 
      strzeżonych tajemnic australijskiej sceny muzycznej. Ale tajemnice mają 
      to do siebie, że zna je tylko garstka wtajemniczonych, a nie szeroka 
      publiczność, a chyba nie o to całkiem chodzi artystom takim, jak Rudd. 
      "Dark Shades Of Blue" to już trzeci album Rudda, który trafia do 
      polskiej publiczności. Rudd jako swoista jednoosobowa orkiestra, na tym 
      wydawnictwie głównie koncentruje się na bluesie, aczkolwiek nie tak 
      całkiem ortodoksyjnie, bo sporo tu miejsca na folkowanie, country'owanie 
      czy wręcz rockowanie - jak choćby w utworach "Guku", "Edge Of The World" 
      czy klasycznie blues-rockowych songach, jak "Dark Shades Of Blue" czy 
      "This World As We Know It", w jakich nie trudno dopatrzeć się pewnych 
      powinowactw tak z klasycznymi nagraniami Cream jak i R.E.M. Być może z 
      dala od indie-rockowego mainstreamu, Rudd jest wybitnym indywidualistą, 
      po którego płyty warto sięgnąć.