Drugi właściwy album projektu Beirut, zatytułowany "The Flying Club Cup"
(tytuł - i muzyka - inspirowane starą fotografią z 1910 roku, pokazującą
start balonów na Polu Marsowym pod Wieżą Eiffela w Paryżu) dowodzi, że
mózg i dusza projektu, 21-letni Zachary (Zach) F. Condon wyrasta, a
właściwie już wyrósł, na jedną z najciekawszych postaci współczesnej
indie-muzycznej sceny.
Już albumem "Gulag Orkestar" z 2006 roku, zdradzającym oczarowanie
muzyką bałkańską, Zach Condon pokazał, że jest artystą, który nie uznaje
żadnych granic geograficznych, czasowych czy kulturowych. Tym razem - po
dłuższym pobycie w Paryżu - postanowił złożyć hołd muzycznym tradycjom
tego kraju: tym wysoce intelektualnym, jak i walczykowo-ludycznym,
wywodzącym się po równo czy to z owianej legendą Olympii epoki Edith
Piaf, Yvesa Montanda i Charlesa Aznavoura, czy z zadymionych kafejek na
lewym brzegu Sekwany, pamiętających czasy Jean-Paula Sartre'a i Alberta
Camusa, ale przede wszystkim Juliette Greco i bardziej popowej Francoise
Hardy, czy przedwojennego Hot Club de France, gdzie brylowali Django
Reinhardt i Stephane Grappelli, czy podczas paryskich występów
mitycznego barda z Belgii, Jacquesa Brela. Jakby idąc tropem Sufjana
Stevensa, kronikarza amerykańskich stanów Michigan i Illinois, Condon
każdy z utworów poświęca jakiemuś francuskiemu miastu, co najbardziej
oczywiste jest w przypadku lekko dancingowego "Nantes" czy tęsknego
"Cherbourg", ewidentnie nawiązującego do filmu "Parasolki z Cherbourga"
Jacquesa Demy. A że Condon - mimo sepiowej tonacji całego albumu - nie
stroni od rzeczywistości, świadczy piosenka "La Banlieu", czyli
"Przedmieście", odwołująca się do tych zamieszkałych przez etniczne
mniejszości podparyskich miast-satelitów, gdzie kręcony był film
"Nienawiść", a w realnym świecie - co rusz wybuchają zamieszki, kończące
się demolowaniem sklepów i paleniem samochodów. Jednak nie bieżąca
polityka, lecz sepiowa i lekko dekadencka legenda Paryża jako dawnej
stolicy kulturalnej świata jest tu na planie pierwszym. Condon umie z
niej korzystać i dlatego "The Flying Club Cup" jest - dla amatorów
nostalgiczno-poetyckich klimatów - jedną z najbardziej fascynujących i
wciągających płyt ostatnich lat.