Polska edycja trzeciego, przełomowego albumu osławionej formacji
nowojorskiej, kierowanej przez imigranta z Ukrainy Eugene'a Hütza.
"Gypsy Punks" w sposób porywający łączy elementy muzyki cygańskiej, punk
rocka, dubu i reggae i Bóg jeden wie czego jeszcze.
Możnaby powiedzieć, że kariera Hütza rozpoczęła się wraz z eksplozją w
Czernobylu w 1986 roku, kiedy to został on zmuszony do przewrowadzki na
zachodnią Ukrainę, gdzie zetknął się z muzyką cygańską i pokochał ją bez
reszty. Z czasem, korzystając z dobrodziejstw pierestrojki wybrał
emigrację. Tułał się po Polsce, Węgrzech, Austrii i Włoszech, chłonąc
niczym gąbka różne tradycje muzyczne, aż w 1993 wylądował na dobre w
Nowym Jorku. Najpierw wraz z różnymi muzykami przygrywał na różnych
weselach i chrzcinach wydawanych przez imigrantów z Rosji i Ukrainy, ale
że duch to był niespokojny i nadzwyczaj utalentowany, jego muzyka szybko
ewoluowała w stronę - no właśnie! - takiej własnej, autorskiej odmiany
"multi-kulti": ogromnie bogatej muzycznie, a jednocześnie prześmiewczej
i pełnej ironii, jakby z jednej strony inspirowanej witalnym, szyderczym
punk rockiem, a z drugiej - pełnymi spleenu rosyjskimi podwórkowymi i
więziennymi błatnymi pieśniami (z jakich czerpał przed nim obficie
Wysocki), ale też songami Brechta i Weila (co już nas zbliża nieco do
Toma Waitsa).
Wraz z kolejnymi zmianami muzyków przybywało w ofercie Gogol Bordello a
to elementów klezmerskiej muzyki żydowskiej, a to jakichś akcentów
zaczerpniętych z folkloru arabskiego czy z andaluzyjskiego flamenco. W
2002 roku, kiedy wraz z drugim albumem "Multi Kontra Kulti Vs. Irony"
porządnej edycji doczekała się debiutancka płyta "Voi-La Intruder"
(wyprodukowana przez perkusistę The Bad Seeds, Jima Sclavunosa), Gogol
Bordello po sukcesie trasy po Europie stał się sensacją w Nowym Jorku.
Nie tylko z racji, jak to się wydawało, żywiołowej fuzji muzyki
bałkańskiej i słowiańskiej z rockiem, ale też z uwagi na niebywale
teatralną prezentację sceniczną, tak samego Hütza, obdarzonego
doskonałym, ekspresyjnym głosem, jak i jego pstrokatej bandy wycinającej
skoczne kawałki na gitarach, akordeonie i skrzypcach.
"Gypsy Punks" to album znakomity, który wpisuje Gogol Bordello w
kontekst wyrafinowanej i poetyckiej lumpenproletariackiej muzy Waitsa,
obfitej tradycji twórczości wszelkiej maści amerykańskich outsiderów
(głównie ze wschodnioeuropejskiego importu), a także takich wykonawców,
jak De-Votch-Ka, Sufjan Stevens czy The Fiery Furnaces, którzy -
czerpiąc z różnych muzycznych tradycji - z otwartą przyłbicą
przeciwstawili się dyktaturze gitarowego rocka. "Gypsy Punks" - mimo
niekonwencjonalnego, nibyfolkowego instrumentarium - to jest to, co w
rocku od zawsze było najlepsze. A mianowicie to, że nie zna on żadnych
ograniczeń stylistycznych i kontynentalnych czy narodowych granic.