Dwa i pół roku upłynęło od ukazania się ostatniego albumu The Strokes,
"First Impressions Of Earth" i wygląda na to, że z całego tego
towarzystwa tylko gitarzyście Albertowi Hammondowi zależy na
kontynuowaniu rockowej kariery, o czym świadczy drugi już jego album
solowy.
Pierwszy, "Yours To Keep" - wydany pod koniec 2006 roku, jakieś pół roku
po średnio udanym zespołowym "First Impressions Of Earth" - był
przyjemną niespodzianką, nawiązującą muzycznie do dalszych i bliższych w
czasie tradycji Beach Boys, Johna Lennona czy Guided By Voices. Znalazły
się na nim utwory, które Albert zaczął pisać jeszcze jako 15-latek i z
których część została odrzucona przez The Strokes. "Cómo Te Llama?" to
już trochę inna historia. To album, który bliższy jest stylistyce The
Strokes i może dlatego właśnie niepokojąco przypomina o próżniactwie
reszty członków zespołu. Tak czy inaczej wokaliście Julianowi
Casablancasowi i kolegom specjalnie pracować się nie chce. Widać, o
wiele więcej powabów niż harówka w studiu ma korzystanie ze statusu
nowojorskich celebrytów i oprowadzanie się po nocnych klubach w
otoczeniu efektownych supermodelek. Wprawdzie i Albert ma swoją
supermodelkę, Agyness Deyn, ale jakby nie patrzeć - akurat jemu na
muzyce rockowej zależy. Po przesłuchaniu "Cómo Te Llama?" jest
oczywiste, że szczególnym respektem darzy Lou Reeda ("Bargain Of The
Century"), Jonathana Richmana ("In My Room"), The Cars ("GFC") i rzecz
jasna Johna Lennona, może jeszcze Toma Petty'ego, a z młodszych
indierockowych wykonawców - Spoon i Lemonheads. Te wpływy - jako dość
czytelne punkty odniesienia - zgrabnie komponują się zwłaszcza w
pierwszej części płyty, którą zwieńczają wyraźnie lennonowski, ale
utrzymany w klimacie lat 50. "Rocket" i lekko dance-rockowy "Victory At
Monterey", który jest jakby lekkim ukłonem w stronę nowszych rockowych
trendów, utożsamianych z Franzem Ferdinandem. Dalej jednak sprawy się
komplikują, bo aż dwukrotnie Albert Hammond sięga po reggae ("Borrowed
Time", "G Up") i raz do protopunkrocka z połowy lat 60. ("Miss Myrtle").
Te niespodziewane skoki w czasie i przestrzeni mają jednak wiele wdzięku
i elegancji i w sposób intrygujący wzbogacają całą muzyczną ofertę "Cómo
Te Llama?". Być może jeszcze za wcześnie, by podjąć okrzyk "The Strokes
umarli, niech żyje Albert Hammond, Jr", ale - kto wie.