Pomiędzy szczęściem, nadzieją i głęboką melancholią: amerykanin w
Berlinie. Nie tylko dla fanów Nicka Cave'a, Elliotta Smitha czy Leonarda
Cohena...
To bardzo daleka droga: z Eugene w stanie Oregon do Berlina. Amerykański
songwriter Ben Weaver nagrał właśnie swój szósty album, na który
piosenki napisał mieszkając przez kilka tygodni w lecie 2007 roku w
Berlinie. Jak sam mówi, nie jest to album o Berlinie, lecz o tym, co
umożliwił mu pobyt w tym mieście. W atmosferze szczęścia, nadziei i
głębokiej melancholii Weaver rozwija swój bogato instrumentalizowany
songwriting w stylu bliskim Elliotta Smitha czy Dave'a Bermana (Silver
Jews): małe historyjki o ptakach, budkach telefonicznych i plastikowych
torebkach zaplątanych w drzewa.
Napisane w Berlinie piosenki nagrał w Chicago wraz z producentem Brianem
Deckiem (Iron and Wine, Modest Mouse), który produkował także poprzedni
album Bena "Paper Sky".
Wśród gości znajdziemy m.in. Julię Kent (wiolonczelistkę Antony and The
Johnsons) i wokalistkę Ericę Froman (Anathallo).
Po nagraniu płyty Weaver powrócił do Berlina, by namalować okładkę oraz
bardzo minimalistyczne rysunki w książeczce dołączonej do pięknie
wydanego digipaka.