Trzy lata po swoim udanym debiucie "Baden-Baden" Michaela Melian
przedstawia nowe dzieło: "Los Angeles". Warto przypomnieć, że Melian
oprócz solowych płyt współtworzy także grupę F.S.K., niegdyś jedną z
ulubionych niemieckich grup Johna Peela.
Nastrój na Los Angeles jest nieco spokojniejszy niż na Baden-Baden.
Główny nacisk wywiera teraz na oddychające beaty, drony i powoli
zmieniające się krajobrazy dźwiękowe: muzyka intensywna, która głęboko
porusza.
Jako klasycznie wykształcona wiolonczelistka Melian gra ponownie na
licznych instrumentach, obok wiolonczeli także na gitarze hiszpańskiej,
ukulele, basie, organach i melodyjce, ponownie też jest tu wspierana
przez Carla Oesterhelta (także z kultowej grupy FSK) przy programowaniu
i produkcji.
Los Angeles jest przenikliwe i przejmujące. Na przykład uduchowiony
mroczny utwór Föhrenwald, który powstał w związku z jej tak samo
zatytułowaną i uhonorowaną wieloma nagrodami instalacją z przeźroczy i
dźwięków, ambientowe utwory jak Buchberg czy Stein, bazujące na loopach
krajobrazy dźwiękowe.
Tak jak na poprzednim albumie utwory instrumentalne powstały jako
soundtracki do instalacji. Tak więc na przykład Disco-Hommage Convention
można było usłyszeć (i zobaczyć) w ostatnim roku w kolońskim muzeum
Ludwiga na wystawie "Das achte Feld. Geschlechter,Leben und Begehren in
der Kunst seit 1960". Podobnie jak Baden-Baden także i Los Angeles
kończy się coverem Roxy Music. Wersja piosenki "Manifesto" wskazuje na
popowe korzenie tego bardzo kompleksowego brzmienia.
Zaprojektowana przez Melian okładka płyty powoduje, że jest to zamknięty
i dobrze przemyślany projekt.