Panie i panowie, nadstawcie uszu: nadchodzi muzyka piękna, zmysłowa i
niebanalna...
Brytyjski Leaf label wydaje nie tylko elektronikę poszukującą (Murcof,
Efterklang), improwizacje jazzowo-elektroniczne (Triosk) i eksperymenty
akustyczne (Colleen) czy avant-folk (A Hawk And a Hacksaw)... Teraz w
tej zasłużonej wytwórni pojawi się piękny damski głos, śpiewający
piosenki kruche, delikatne, pełne niezwykłych instrumentów. Nancy
Elizabeth na swoim debiutanckim albumie z niezwykłą intuicją rozumie
melodię i dynamikę.
Urodzona w Lancashire obdarzona została przez naturę głosem ciepłym i
nieprzeciętnym. Bezpretensjonalnie, ale jednak ambitnie nie tylko
zaśpiewała i skomponowala sama swoje utwory lecz również zagrała na
niemal wszystkich instrumentach: m.in. na gitarze, khimie, hinduskiej
harmonii, dulcymerze z Appalachów, bouzouki oraz 22-strunowej celtyckiej
harfie. Ta niezwykła harfa jest najważniejszym instrumentem jej
koncertów, grając na niej od dwóch lat otrzymała już kilka nagród na
festiwalach i konkursach.
Album został nagrany w 17-wiecznym walijskim dworku zbudowanym z białego
kamienia i w wiejskiej chacie niedaleko Manchesteru, co zaowocowało
intymnym, prostym brzmieniem. Używając minimum sprzętu nagrywającego
udało się zachować jej płynącą z serca uczciwość piosenek, czasem tylko
rozszerzono aranżacje, gdy przyjaciele zagrali na wiolonczeli, rogach i
perkusji.
Co dziś jest rzadkością: jej muzyki nie można porównać wprost do żadnej
znanej płyty, na pewno nie zawiodą się jednak fani Niny Nastasii,
CocoRosie, Colleen czy Mum...
Dajcie się zaczarować jej głosowi, harmonii, piosenkom i magii, jakie
płyną z tej płyty...