1. The Greater Times | |
2. To The East | |
3. After The Call | |
4. Tram 21 | |
5. In Berlin | |
6. At Sea | |
7. Between The Wold & The Dog | |
8. Saturday | |
9. Five | |
10. Cut & Run | |
11. The Lighthouse | |
Po trzyletniej przerwie od ukazania się ogromnie obiecującego "The Power
Out" (nie licząc nagranego na żywo w 2005 r. "Axes"), duma nadmorskiego
Brighton, żeńska grupa Electrelane powraca z nowym studyjnym albumem "No
Shouts No Calls" - najbardziej przemyślanym i artystycznie dopracowanym
w całej ich trwającej od 1998 roku karierze. Zdecydowanie mniej tu
wpływów Krautrocka, także mniej tu jammingu i improwizacji, wyraźnie
natomiast miejscami wyczuwa się zwrot w stronę muzyki kojarzącej się z
takimi wykonawcami, jak Stereolab czy Yo La Tengo.
Dziewczyny z Electrelane pod wodzą Verity Susman, która śpiewa z coraz
większą pewnością siebie i naturalnym wdziękiem, tym razem rezygnują z
mrocznych i pesymistycznych klimatów na rzecz urokliwych,
słodko-gorzkich piosenek o życiu i miłości, jak "The Greater Times", "In
Berlin", "At Sea" czy "Saturday". Tylko raz, w "Tram 21", przypominają,
że ich dawna słabość do krautrocka nie tak całkiem minęła. Nie odrzucają
jednak z charakterystycznego dla ich twórczości eklektyzmu, który
ujawnia się w pełni w drugiej części albumu. Tu zespół pokazuje rockowe
pazurki, jak choćby w "Between The Wolf And The Dog" i "Five", a w dwóch
finalnych utworach wręcz odwołuje się do o wiele starszych tradycji, jak
choćby wodewilu a la The Kinks z czasów "Village Green Preservation
Society" ("Cut And Run") czy podszytych barokowym mistycyzmem niektórych
kompozycji, może z repertuaru Procol Harum, może Colosseum
(instrumentalny "The Lighthouse"), choć młodsi słuchacze raczej skłonni
będą w tym ostatnim utworze widzieć jakby lekki wpływ grup w rodzaju
Coldplay i Keane. Te "inne" utwory są jednak podporządkowane
rygorystycznie ogólnemu nastrojowi płyty, tyle że wnoszą pożądaną
różnorodność i przesądzają o zaskakującej urodzie, dojrzałości i
atrakcyjności "No Shouts No Calls".