Debiut w barwach 4AD francuskiej chanteuse, porównywanej przez
swych krajan do Nico, Leonarda Cohena (z racji tekstów, nie muzyki) i do
wykonawców ze złotej epoki piosenki znad Sekwany: Francois Hardy,
Barbary i Serge'a Gainsbourga. Są i tacy, którzy uważają, że stanie się
ona kolejną Grande Dame francuskiej chanson. Po Edith Piaf, Mireille
Mathieu, Juliette Greco i Barbarze.
Barbara Carlotti ma niezwykle bogaty życiorys muzycznych
fascynacji, poprzedzający jej ostateczną decyzję o poświęceniu się
piosence, którą podjęła w 1999 roku. Jej szerokie zainteresowania
rozciągają się od duetu Simon and Garfunkel i Boba Dylana, przez free
jazz i klasyczną wokalistykę bluesową i jazzową Niny Simone, Billie
Holiday czy Sary Vaughan, po rodzimą wielką i małą tradycję, tak
kompozytorów romantycznych i impresjonistycznych jak Claude Debussy, jak
i śpiewanej w barach - zwykle przy akordeonie - piosenki. Po udanym
debiucie EP-ką "Chansons" nagraną w 2003 roku pod okiem Bertranda
Burgalata (Nick Cave, Alain Chamfort, Supergrass, Depeche Mode),
jesienią 2005 roku Carlotti przystąpiła z producentem Benoit Raultem
(szefem Ben's Symphonic Orchestra) do pracy nad właściwym,
pełnospektaklowym albumem "Les lys brisés”, którego "wykończeniem" zajął
się Adam Numm w londyńskim Abbey Road Studios. Efekt okazał się tak
zachwycający, że wydania płyty podjął się sam Ivo Watts-Russell z 4AD,
co już samo w sobie powinno być rekomendacją. Jego zachwyt nie dziwi,
bowiem Carlotti udało się w swych piosenkach nie tylko zawrzeć wszystko
to, co najszlachetniejsze w francuskiej muzyce popularnej od lat 60.,
ale też z naturalną płynnością pogodzić to z anglosaskimi dokonaniami na
tym polu, no, choćby Stereolabu czy Micka Harveya (dwa albumy z
interpretacjami utworów Serge'a Gainsbourga).