Korzenie zespołu sięgają stoner rocka z lat 70. i dokonań The Beatles z późniejszego okresu ich działalności ("Sgt Pepper", "Magical Mystery Tour" i "The White Album"), nic więc dziwnego, że album stanowi bardzo ciekawe połączenie stylów i brzmień. Tak wielkie ich zróżnicowanie jest gwarancją głębi i mocy, a sam album stanowi zaproszenie dla słuchacza, by wykorzystał swoją wyraźnie i odkrył na nim coś tylko dla siebie. Próżno na nim jednak szukać potężnych riffów i mocnych uderzeń zapamiętanych z debiutanckiego albumu "Meet Me in The Afterlife". Zainspirowane twórczością Renaissance akustyczne gitary i dramatyczne wykorzystanie instrumentów smyczkowych w otwierającym całość utworze "Ouverture" przygotowują grunt dla reszty materiału. Członkowie Simeon Soul Charger mogą w nim zaprezentować pełnię swoich niemałych umiejętności, a wokalista/multiinstrumentalista Aaron Brooks przypomina czasem Neala Morse'a z wczesnych płyt Spock's Beard. Choć na album składa się piętnaście utworów, tworzą one zwartą całość, która z każdym kolejnym przesłuchaniem odkrywa coś nowego.